wtorek, 23 października 2012

VII Londynie, nadchodzimy! Part I

- BBC Radio One, Frank Wayne says hello to everyone and special says hello to Band Birds, new Polish group, who's gonna...
Michał nagle szturchnął mnie w bok. Wszyscy czworo założyliśmy słuchawki, gdy Anglik kontynuował wypowiedź, a w tle brzmiała już melodia naszego promocyjnego singla. Wszyscy w skonsternowanym milczeniu wsłuchiwaliśmy się w piosenkę, choć od daty jej wydania słyszeliśmy ją praktycznie kilka razy dziennie. Spojrzałam na zdenerwowanego Szymona i uśmiechnęłam się niepewnie. Utwór powoli zaczął cichnąć, a dziennikarz odezwał się po angielsku.
- To było „Our Wishes”, singiel promujący pierwszą płytę Band Birds, zatytułowaną „Light In The Darknees”. Przedstawiam państwu Band Birds i czwórkę jego członków, wokalista
i zarazem klawiszowiec, Simon Daniecki, gitarzystka Monica Dereszowska, basista Peter Toczanski i lider oraz perkusista zespołu, Michael Kotecki.
- Zaraz, Michał jest liderem? – spytał zdziwiony Piotrek po polsku, a my troje uciszyliśmy go machnięciem ręki. Dziennikarz zamilkł na kilka sekund, patrząc na nasz niezbyt miłym wzorkiem. Po chwili wrócił do dalszej części audycji.
- Zapraszamy więc na wywiad dotyczący tego młodego, ambitnego i utalentowanego zespołu. Kiedy i gdzie planujecie waszą pierwszą trasę koncertową? Czy będziecie grali jakieś wyjątkowe, niepublikowane na płycie numery? Odpowie nam Monica, gitarzystka.
Spojrzałam na niego zupełnie przerażona. Skierował rękę w moją stronę, gdy ja milczałam zaskoczona. Nie byłam w stanie wykrztusić nawet słowa. Michał szturchnął mnie w bok. Spojrzałam na niego przestraszona, kręcąc głową. Razem z dziennikarzem pokazali sobie kilka znaków.
- Widać mamy drobne problemy techniczne, przekażemy więc głos liderowi grupy. Michael?
- Pierwszą trasę koncertową planujemy rozpocząć 23 kwietnia i ma trwać około 4 miesięcy. Na pewno zagramy parę dodatkowych numerów, w tym kilka coverów i własnych utworów. Odwiedzimy Europę i Stany, ale nic jeszcze nie jest pewniakiem – uśmiechnął się do Anglika, wzruszając ramionami, kiedy ten skinął głową w moją stronę. Praktycznie skuliłam się w sobie. Nie miałam pojęcia, jakim cudem zjadła mnie trema. Reporter zapowiedział kolejną piosenkę, a Michał zdjął słuchawki i odsunął mikrofon.
- Monika, co się dzieje?
- Nie wiem, nie mogę się odezwać – szepnęłam po polsku, gdy dziennikarz dał  nam znak ścinania głowy. Zamilkliśmy oboje i nałożyliśmy słuchawki z powrotem.
- To było „You Shook Me All Night”, wokal Simona Danieckiego, oryginał australijski zespół AC/DC. Jest jednak jedno pytanie, które mnie dręczy. Dlaczego wasza płyta zawiera tak wiele coverów? Uważam, ze wasze piosenki są świetne, dlaczego grać coś, co wszyscy znają i już słyszeli wiele razy?
- Ludzie wciąż chcą słuchać tych samych utworów, to pewnego rodzaju uzależnianie od niektórej muzyki. Dość ciekawy fenomen naszym zdaniem, że wciąż są wierni fani zespołów sprzed 30, 40 lat.
- Ale dlaczego akurat rock? Dlaczego nie pop, dlaczego nie blues?
- Jesteśmy wszyscy wielkim fanami takiej muzyki. Musimy się na kimś wzorować, bo słysząc tą muzykę, możemy tworzyć coś nowego, lepszego. Kochamy to i chcemy to robić.
- Jesteście jednakże dość skromni jak na zupełnie nowy, ambitny zespół, przynajmniej w dzisiejszym świecie. Co powie na to wasz basista?
- Cóż… staramy się jak możemy.  Chyba po prostu nie chcemy przesadzać, zaczynamy dopiero i to wszystko – skrępował się Piotrek i uśmiechnął się niezręcznie.
- A jakie są wasze plany na przyszłość?
- My nie mamy planów – zaśmiał się chłopak, wywołują taką samą reakcję zarówno u nas, jak i u prezentera. Zaśmiałam się cicho, a Szymon trącił mnie w bok i ścisnął pod stołem za rękę. Skinęłam dziennikarzowi głową.
- Skoro jesteśmy przy teraźniejszości, może Monica opowie nam o kolejnym singlu, „Beating of My Heart”. Czy planujecie teledysk?
- Tak, oczywiście – odparłam po angielsku cicho i niezbyt pewnie, patrząc wyczekująco na kolejne pytanie. Uśmiechnął się i zachęcił mnie do mówienia delikatnym gestem dłoni.
- Gdzie planujecie go nakręcić i czy tematyka będzie się wiązała bezpośrednio z tym całkowicie „odjechanym” tekstem o miłości i muzyce?
- Nie myśleliśmy jeszcze o tym – wydukałam z trudem, próbując przypomnieć wszystkie słowa po angielsku które znałam, pomijając te niecenzuralne. Cóż, niewiele mogłam powiedzieć.
- A DVD z trasy? Czy jakieś nakręcicie? Czy macie jakieś szczególne plany co do koncertów?
- Wszystko jest kompletną tajemnicą – wypalił Michał, zanim zdążyłam nawet otworzyć usta. Spojrzałam na niego niezbyt zadowolona, a prezenter skinął głową z uśmiechem.
- Czy mogę prosić o choćby jeden szczegół?
- Scena będzie wyglądać dość nowocześnie i nietypowo, przynajmniej tak wygląda na planach architektonicznych – zaśmiał się Szymon i popatrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku. – Na pewno wszystkim się spodoba.
- A jak z waszym wizerunkiem? Czy macie zamiar być raczej grzecznymi dzieciaczkami?
- Nie, myślimy o czymś z pazurem – odparł Michał, jak zwykle wtrącając się w słowo Anglikowi. – Zaraz po wywiadzie jedziemy na tajną sesję zdjęciową na ulicach Londynu, śnieg i te sprawy. Pokażemy coś w style Sex Pistols, podarte ciuchy, murowane i nieotynkowane ściany oraz rozwalające się instrumenty.
- A co z duetami, nagraniami z innymi artystami? Nie planujecie tego? Sądziłem, że jako młody zespół będzie poszukiwać wsparcia od bardziej doświadczonych muzyków.
- Najpierw powinniśmy rozkręcić własną karierę, dopiero potem zajmować się czyjaś – szczerze roześmiał się Piotrek, wywołując u dziennikarza uśmiech.
- Więc znaki specjalne, własne i niepowtarzalne też będą?
- Jasne, mamy już własne logo i trochę tajemnic w związku z wyglądem.
- Więc co teraz będziecie robić?
- Grać, grać i jeszcze raz grać – chórem wypowiedzieliśmy umówioną wcześniej kwestię i roześmieliśmy się cicho. Prezenter zapowiedział kolejną piosenki i odsunął mikrofon. Wszyscy wstaliśmy i kolejno podaliśmy sobie ręce.
- Nie bądźcie tacy zestresowani – dodał na pożegnanie. Wychodząc, posłałam mu wrogie spojrzenie i prychnęłam cicho.
- Monika, co się stało? – zagadną cicho Michał, kiedy zostaliśmy tylko we czwórkę. Wywróciłam oczami.
- Nic się nie stało, spanikowałam. Zadowolony?
- Ale to… nie kłopoty z angielskim? – spytał zaniepokojony, kątem oko obserwując żartujących chłopaków. Szymon z miną niewiniątka wsypywał śnieg za kołnierz Piotrka.
- Wszystko jest w porządku – warknęłam, wpychając ręce w kieszenie w poszukiwaniu rękawiczek. Nasunęłam czapkę na uszy i spojrzałam na Michała spode łba. – Co się gapisz?
- Nic, nieważne zresztą – mruknął, przywołując chłopaków machnięciem ręki na widok nadjeżdżającego samochodu. Wsiedliśmy do auta i w milczeniu ruszyliśmy przez kolejne ulice Londynu.  Michał jak zwykle rozmawiał z kimś przez telefon, mrucząc coś po angielsku.
- Zmiana planów - odezwał się, odwracając się do nas. - Mamy sesję w studiu.
Jęknęliśmy. Zmiana planu nie wchodziła w grę w naszą górę dokładnie wyliczonych planów. Każde pół godziny mogło zawalić nasz dzień. A sesja w studiu zdecydowanie go zawalała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz