wtorek, 9 października 2012

V Światełko w ciemności VI

Kiedy się zbudziłam, męczyło mnie potworne pragnienie. Ktoś podał mi w rękę butelkę wody. Wypiłam łapczywie jeden łyk, z trudem rozklejając oczy. Leżałam na kanapie, a obok mnie siedział Michał z miną zbitego psa. Jęknęłam.
- Co się stało…?
- Nawaliłaś się, wyznałaś, że mnie kochasz i wyrzygałaś się na moje buty…
- A… to pamiętam. Wyciąłeś mi niezły kawa…
Zamilkłam w pół słowa.  Czy to był kawał? Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Uśmiechnął się nieśmiało i powoli pokiwał głową. Roześmiałam się nagle.
- Chłopaki będą mieli niezłą polewkę z Ciebie! Padną ze śmiechu!
- Nie możesz im powiedzieć.
- Co? Dlaczego? – usiadłam, wpatrując się w niego zdziwiona.
- Nie rozumiesz, że nie chcę być odmieńcem?
- Nie rozumiem ani trochę – uśmiechnęłam się złośliwie, a on westchnął ciężko.
- Skoro im powiesz, powiem Szymonowi o tym, że mnie kochasz.
- Nie odważysz się, Ty… Ty… pedale – pogroziłam mu palcem. Uśmiechnął się złowieszczo.
- Jeszcze raz mnie tak nazwij, a pójdę w tej chwili i mu to powiem. I dobrze wiesz, że stać mnie na to. Szantażyk za szantażyk?
Westchnęłam ciężko.
- Zgoda, nic nikomu nie mówimy.
Uśmiechnął się na znak zgody, po czym zmarszczył brwi.
- Ale wiesz, że musisz mi umyć te buty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz