wtorek, 25 września 2012

V Światełko w ciemności Part II


Po nocnej podróży podczas której byłam pilnie obserwowana przez Michała, dojechaliśmy do naszego miasteczka. Wsiedliśmy do autobusu i podjechaliśmy pod mieszkanie moje i ojca w całkowitym milczeniu pomiędzy nami. W dzielnicy jak zwykle panowałam ponura cisza, czasem przerywana dźwiękiem tłuczonej butelki lub czyimś krzykiem. Michał nagle zatrzymał mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Po co tutaj przyjechaliśmy?
- Żeby poukładać moje sprawy.
- Czyli po co?
- Daj mi spokój – strząsnęłam jego rękę z ramienia. Powoli wdrapałam się po schodach i zatrzymałam się na moim piętrze. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam drzwi. W zaśmieconym korytarzu stał chudy, zarośnięty mężczyzna, trzymający butelkę wódki.
- Wróciłam po moje rzeczy – odezwałam się ze spokojem. Weszłam do mieszkania i przejechałam po moim ojcu wzrokiem. Widziałam, jak zacisnął palce na szyjce butelki.
- Jak śmiesz wracać, Ty dziwko?! Wiesz ile miałem przez Ciebie problemów?! Won!
Zamachnął się butelką i nagle gwałtownie zakołysał w pół kroku. Był pijany. Cofnęłam się, popychając Michała w tył. Schwyciłam go za rękę. Ojciec stanął równo, wymachując butelką.
- A to kto, Twój alfons?
Odwróciłam wzrok, wiedząc, ze zaraz usłyszę kolejne obelgi.
- Nic dziwnego, wiedziałem, że będziesz pracować na autostradach – zarechotał tępo. Zacisnęłam usta.
- Oddawaj pieniądze.
Nagle on zatrzymał swój śmiech i zamachnął się na mnie ręką. Dostałam w twarz tak mocno, że zatoczyłam się, z trudem unikając upadku na podłogę.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, Ty kur…
Nagle Michał zamachnął się i tamten dostał w twarz, że aż osunął się na ścianę.
- Zostaw ją, Ty sukinsynu!
- Michał, nie!
Krzyknęłam przerażona, widząc mojego ojca osuwającego się na podłogę i kopniak Michała wymierzony w jego brzuch. Zakołysałam się jak pijana i wypadłam na klatkę schodową. Zaczęłam biec po schodach, coraz szybciej i szybciej, potykając się, bliska upadku. Wybiegłam na ulicę i nie patrząc dookoła, biegłam na wprost siebie. Czułam tylko łzy zalewające mi twarz.
- Monika! Zatrzymaj się, czekaj!
Czyjeś ramię schwyciło mnie wpół. Zaszlochałam głośno i wtuliłam się w tą osobę. To był Michał. Niepewnie objął mnie ramieniem.
- Monika, ja… przepraszam… Nie płacz już… Jestem tutaj… Tutaj nikt nie zrobi Ci krzywdy, obiecuję…
Wtuliłam się w niego mocniej, szlochając coraz głośniej. Usadził mnie na czymś delikatnie, głaszcząc po włosach.
- Już, spokojnie… Monika, jestem przy Tobie…
Nie wiem ile siedziałam wtulona w niego, szlochając, ale przez bardzo długi czas nie byłam w stanie się uspokoić.
- Monika – odezwał się Michał łagodnie, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. – Zabiorę Cię do siebie.
- Michał, ja… - załkałam cicho, nie będą w stanie powiedzieć ani słowa więcej. Przytulił mnie do siebie.
- Cicho, już cicho…- otarł moją twarz delikatnym ruchem dłoni. – Bardzo boli?
Nie odpowiedziałam. Wytarłam policzki z łez i usiadłam obok Michała, z trudem powstrzymując łzy. Podniosłam głowę. Siedzieliśmy na ławce wśród jakiegoś parku. Wstałam, wycierając resztki łez w rękawy bluzy.
- Chodźmy stąd. Nie chcę tutaj więcej wracać.
- Jesteś pewna? Wiesz, że unikanie problemu…
- Chodźmy stąd – powtórzyłam z naciskiem. Michał wstał z westchnięciem.
- Mogę chociaż wstąpić do domu?
Smutno pokiwałam głową. Michał włożył ręce do kieszeni i poszliśmy w dół ulicą.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie.
- Wiesz, że rozmowa o tym, co się…
- Powiedziałam nie, odpuść sobie – odparłam rozeźlona. Zamilkliśmy na chwilę. Długo szliśmy, milcząc i próbując unikać siebie wzrokiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz