wtorek, 18 września 2012

IV Cisza przed burzą Part IV

 
- Więc o co chodziło w tej bójce? – Szymon popił łyk piwa i postukał palcami w stół.
- Nienawidzę tej suki – odparłam, czując pulsującą ze złości żyłkę na mojej skroni.
- Monika chciała powiedzieć, że Sylwia ukradła jej stypendium z super prestiżowej szkoły muzycznej i teraz Monika planuje morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Słodkie, prawda?
Szymon zamilkł i upił kolejny łyk piwa, a Piotrek z poważną miną oparł się o stół.
- Słuchajcie, teraz to nie są żarty. Nie możemy im pozwolić, żeby odebrali nam naszą szansę.
- Spokojnie, są tak mroczni i beznadziejni, że nikt ich nie zechce.
Prychnęłam lekceważąco, nadpijając piwo Michała.
- Ej, to moje!
- Wiem.
Między nami zapadła dziwna cisza. Piotrek westchnął cicho i wstał.
- Michał, płacisz.
- Co? Dlaczego akurat ja?
- A – trzymasz kasę i B – tylko Ty jesteś pełnoletni – wyliczyłam mu zjadliwie, po czym dopiłam resztkę jego piwa i wstałam, ciągnąc za sobą Szymona. Michał zrezygnowany odliczył pieniądze i wyszedł za nami na ulicę. W milczeniu przeszliśmy kilka kroków.
- Co teraz zamierzacie zrobić?
Odwróciliśmy się zdziwieni. Kobieta była wysoką blondynką w czerwonych szpilkach, czarnym płaszczu i opadającym na twarz kapeluszu.
- Mama? – szczęka Michała dosłownie znalazła się na ziemi.
- Dziadek zadzwonił i powiedział co się dzieje.
- Ale… przecież… w szpitalu…
- Daj spokój i chodźmy stąd. Nie lubię stać na ulicy – zdjęła kapelusz i machnęła grzywą blond włosów. Zdjęła z nos przeciwsłoneczne okulary. Miała piękną, wysmukłą twarz, niebieskie oczy i wąskie usta. Mogłaby być modelką. Skinęła nam ręką i ruszyła chodnikiem. Ruszyliśmy za nią, gdy ona tymczasem zaczęła rozpinać płaszcz.
- Znowu wpakowaliście się w kłopoty, nieprawdaż Michałku?
- Mamo… Mówiłem Ci tyle razy, że nie jestem żadnym Michałkiem!
- Spokojnie, bo Ci jeszcze coś pęknie. Tutaj jest ładne miejsce – wskazała pobliską restaurację. Powoli i z gracją weszła po schodkach. Siadła przy najbliższym stoliku i ręką przywołała kelnera. Niepewnie usiedliśmy.
- Co sobie życzycie kochani?
- Nic mamo. Mamy własne pieniądze i dobrze o tym wiesz.
- Oczywiście – odpowiedziała ze spokojem, po czym wyciągnęła z eleganckiego, skórzanego portfela kartę bankową. Złotą. Powoli przesunęła ją w naszą stronę.
- Michał, oszczędzałam to na Twoje studia. Wiem, że nigdy nic z tego nie będzie, więc weź to i wydaj płytę. Przynajmniej raz zrobię to co powinnam.
- Ale…
- Zabieraj, zanim się rozmyślę.
- Mamo, ja nie mogę…
- Raz w życiu mógłbyś mnie posłuchać.
Piotrek spojrzał na mnie z uśmiechem i wymownie szturchnął Michała w bok. Ten niepewnie zagryzł wargi i pozwoli przesunął kartę w naszą stronę. Jego mama uśmiechnęła się.
- Nadal mogę postawić wam obiad – ręką przywołała kelnera i przyciszonym głosem złożyła zamówienie. Popatrzyła na nas miłym wzrokiem.
- Moniczko, kiedy ostatnio byłaś u fryzjera?
Puściłam tę uwagę mimo uszu. Matka Michała wiecznie czepiała się moich ubrań, włosów i braku makijażu. Kelner podstawił przed nami wysokie szklanki z sokiem, a potem talerze z parującym jedzeniem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak dawno jadłam coś ciepłego, co wcześniej nie było w proszku ani nie miało w nazwie żadnego z krajów azjatyckich. Chętnie sięgnęliśmy po widelce. Michał powoli obracał kartę w palcach, po czym zdecydowanym gestem odłożył ją na stół.
- Mamo, nie mogę tego przyjąć.
Matka Michała zatrzymała widelec z kawałkiem kurczaka w połowie drogi do ust. Z gracją odłożyła go na talerz i złożyła ręce na stole.
- Michał, synu, proszę. Zjedzmy i potem będziemy rozmawiać.
- Ale…
- Nie mów z pełnymi ustami!
Michał przełknął kęs jedzenia i popatrzył chłodno na matkę. Odłożył widelec.
- Wiesz, że nie przyjmę tych pieniędzy.
- Wiem. Dlatego dam je Piotrkowi.
Matka Michała wcisnęła kartę w dłoń zdziwionego Piotrka po czym spokojnie sięgnęła po widelec i zaczęła znowu jeść. Popatrzyliśmy na nią lekko zszokowani.
- Ale proszę pani…
- Dajcie mi spokojnie zjeść w końcu!
Zapadła nerwowa cisza, przerwana tylko stukotem sztućców. Matka Michała odłożyła widelec, wytarła się serwetką i przywołała kelnera.
- Rachunek proszę.
Wpatrzyła się w naszą czwórkę intensywnym wzrokiem.
- Teraz zapłacę, wyjdę i nie już nie wrócę po tą kartę.
Spokojnie i powoli wyciągnęła portfel, położyła należność i równie powoli wstała.
- A teraz wychodzę – oświadczyła z godnością, po czym skierowała się do wyjścia.
- Nie, mamo, czekaj!
Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła z uśmiechem. Michał spuścił głowę.
- Weźmiemy te pieniądze.
- Nareszcie, raz w życiu podjąłeś sensowną decyzję. A teraz odprowadzisz mnie do samochodu czy będziesz sterczał jak kołek?
Michał wywrócił oczami i skinął nam ręką. Posłusznie wyszliśmy za nim i jego mamą. Ta powoli wsiadła do samochodu i przygotowawszy się do jazdy, opuściła szybę.
- Ufam Ci. Nie zepsuj tego kotku.
Odjechała z piskiem opon, zostawiając nas na pustym parkingu. Piotrek usiadł na krawężniku, zafascynowany wpatrując się w kartę.
- To masa pieniędzy… - zręcznie wyciągnęłam kartę z jego rąk i uśmiechnęłam się złowieszczo.
- A ja dokładnie wiem co z nimi zrobimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz