Następnego dnia zbudził nas
dzwonek telefonu. Michał z trudem zczołgał się z łóżka i włączył tryb
głośnomówiący.
- Witam – odezwał się obcy głos – zespół Band Birds?- Tak… - mruknął Michał i opadł na poduszkę. - W sprawie…?
- Marcin Kuczyński, właściciel klubu Czarna Cytadela. Pan Michał Kotecki, jak mniemam?
- Owszem, to ja. Dzwoni pan w sprawie....
- Wstępu. Czy zespół jest dostępny jutro około godziny 17?
Spojrzeliśmy na Michała wyczekująco.
- Tak, zespół będzie dostępny – odparł szybko Michał.
- Czy moglibyśmy więc się spotkać w tych godzinach?
- Owszem – stwierdził lakonicznie Michał i uśmiechnął się lekko pobłażliwie.
Mężczyzna podyktował adres i szybko się pożegnał. Piotrek zdziwiony uniósł brwi.
- Ale wy niekumaci jesteście – stwierdził z wyższością Michał.
- Hej! – oburzył się Szymon, który ledwo co otworzył oczy. – Coś mnie ominęło?
Ziewnęłam i pokręciłam głową. Wcale nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Michał zerwał się z łóżka i schwyciwszy ubrania, niemalże wybiegł do drugiej pokoju. Szymon opadł głową na poduszkę, a Piotrek jedynie przewrócił się na drugi bok. Poszłam w ich ślady, aby po chwil słodko zasnąć.
Cały dzień spędziliśmy w
warszawskich Łazienkach. Ja na zmianę z Piotrkiem przygrywałam na gitarze,
Szymon czytał książkę a Michał wypisał prawie cały długopis w tym swoim
dzienniczku. Ludzie dziwnie patrzyli się na naszą czwórkę siedzącą pod
pomnikiem Chopina, ale nic sobie z nich nie robiliśmy. To był miły dzień.
Chociaż spóźniliśmy się na spotkanie. Ale nie szkodzi. Notatka dla mnie: Szymon mnie przytulił!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz