niedziela, 19 sierpnia 2012

II Przystanek Woodstock Part III


Niepewnie przeszłam kilka kroków po scenie. Była nieco zdenerwowana, podobnie jak chłopaki. Głęboko odetchnęła i dałam im znak. "Well I've been waiting, waiting here so long But thinking nothing, nothing could go wrong, ooh now I know" - pierwsze linijki tekstu nie poszły zbyt dobrze. Widownia wydawała się znudzona nieco spokojnym rytmem piosenki.  Byliśmy zupełnie stremowani i sztywni, ani trochę nie mogliśmy się wczuć w grę. Wyluzuj, pomyślałam. Przecież to tylko kolejny występ. Odetchnęłam cicho i nieco rozluźniłam palce, a Szymon zaczynał refren. "She seems to have an invisible touch yeah". Publiczność też jakby jakoś się wyluzowała i zaczęła porządnie bawić. Piotrek był już zupełnie spontaniczny. Podrygiwał w takt melodii i przy kolejnym obrocie prawie zaplątał się w kabel. "She seems to have an invisible touch... ".
Pod sam koniec byliśmy już zupełnie wyluzowani i spokojni. Widownia przez krótką chwilę klaskała, a potem wszystko umilkło. Odczekałam dłuższą chwilę i podskoczyłam, zaczynając pierwszy riff Layli. Publiczność widocznie poznała piosenkę, bo aż ryknęła z zachwytu. "What'll you do when you get lonely And nobody's waiting by your side?".
Zabłysnęły pierwsze wieczorne reflektory, a my z Piotrkiem zaczęliśmy się wściekać na scenie. Oczywiście to nie było łatwe z plączącym się kablem i mnóstwem innych pod nogami, ale jakoś żadnemu z nas udało się nie wywrócić. Michał jak oszalały walił w perkusję. "Layla, you've got me on my knees." Publiczność zaczęła wrzeszczeć i klaskać. Piosenkę skróciliśmy do trzech minut, pomijając końcówkę z zanudzającymi klawiszami. Zapewne publiczność nawet tego nie zauważyła, zbyt zachwycona pierwszą częścią piosenki.
Raz po raz się kłanialiśmy, przygotowując do kolejnego utworu. Odetchnęłam nieco zdyszana i wszyscy usłyszeli kolejne riffy. I kolejny ryk zachwytu ze strony publiki. "There's somethin' wrong with the world today..." Co prawda nie mieliśmy dodatkowej gitary rytmicznej, ale zawsze jakoś sobie radziliśmy. Teraz też nie było najgorzej, szczególnie z Szymonem. Swobodnie zaśpiewaliśmy chórki. "Livin' on the edge You can't help yourself from fallin'". Już nieco zmęczeni, szaleliśmy mniej, ale od naszych podskoków i podrygiwań ważniejsza była ta dziwaczna piosenka, którą wymusiłam na chłopakach. "Livin' on the edge You can't help yourself from fallin' ".
Ostatecznie zmęczyliśmy te sześć minut i zmęczeni zaczęliśmy się kłaniać w odpowiedzi na wiwaty publiczności. Mogłoby to trwać w nieskończoność, gdyby Michał dyskretnymi gestami nie nakazał nam już zejść ze sceny. Dopiero tam odetchnęliśmy głęboko. Michał wyglądał na nieco zmęczonego, ale zadowolonego. Musiał oczywiście wygłosić swoje kazanie na temat naszej gry:
- Było dobrze, ale mogło być lepiej. Chodźcie, muszę się czegoś napić – uśmiechnął się porozumiewawczo do Piotrka. Nagle zmarszczył brwi. – Tylko gdzie my mamy naszą przyczepę?
Piotrek wywrócił oczami i lekko trzepnął go po włosach.
- Ejże, ja jestem prawie dorosły!
Piotrek ponownie wywrócił oczami i zafundował Michałowi pstryczka w nos. Po czym oczywiście przezornie uciekł, a „prawie dorosły” rzucił się za nim w pogoń.
- Nie zwracaj uwagi – poradziłam Szymonowi. – Oni tak zawsze.
Po czym ciężko westchnąwszy, usiadłam na trawie. I pomyślałam o zbieraniu naszego sprzętu. A niech to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz