Niepewnie przeszłam kilka kroków
po scenie. Była nieco zdenerwowana, podobnie jak chłopaki. Głęboko odetchnęła i
dałam im znak. "Well I've been waiting, waiting here so
long But thinking nothing, nothing could go wrong, ooh now I know"
- pierwsze linijki tekstu nie poszły zbyt dobrze. Widownia wydawała się
znudzona nieco spokojnym rytmem piosenki. Byliśmy zupełnie stremowani i sztywni, ani
trochę nie mogliśmy się wczuć w grę. Wyluzuj, pomyślałam. Przecież to tylko
kolejny występ. Odetchnęłam cicho i nieco rozluźniłam palce, a Szymon zaczynał
refren. "She seems to have an invisible touch
yeah". Publiczność też jakby jakoś się wyluzowała i zaczęła
porządnie bawić. Piotrek był już zupełnie spontaniczny. Podrygiwał w takt
melodii i przy kolejnym obrocie prawie zaplątał się w kabel. "She seems to have an invisible touch... ".
Pod sam koniec byliśmy już zupełnie
wyluzowani i spokojni. Widownia przez krótką chwilę klaskała, a potem wszystko
umilkło. Odczekałam dłuższą chwilę i podskoczyłam, zaczynając pierwszy riff
Layli. Publiczność widocznie poznała piosenkę, bo aż ryknęła z zachwytu. "What'll you do when you get lonely And nobody's waiting by
your side?".
Zabłysnęły pierwsze wieczorne
reflektory, a my z Piotrkiem zaczęliśmy się wściekać na scenie. Oczywiście to
nie było łatwe z plączącym się kablem i mnóstwem innych pod nogami, ale jakoś
żadnemu z nas udało się nie wywrócić. Michał jak oszalały walił w perkusję.
"Layla, you've got me on my knees." Publiczność zaczęła
wrzeszczeć i klaskać. Piosenkę skróciliśmy do trzech minut, pomijając końcówkę
z zanudzającymi klawiszami. Zapewne publiczność nawet tego nie zauważyła, zbyt
zachwycona pierwszą częścią piosenki.
Raz po raz się kłanialiśmy,
przygotowując do kolejnego utworu. Odetchnęłam nieco zdyszana i wszyscy
usłyszeli kolejne riffy. I kolejny ryk zachwytu ze strony publiki. "There's somethin' wrong with the world today..." Co prawda nie mieliśmy
dodatkowej gitary rytmicznej, ale zawsze jakoś sobie radziliśmy. Teraz też nie
było najgorzej, szczególnie z Szymonem. Swobodnie zaśpiewaliśmy chórki. "Livin' on the edge You can't help yourself from fallin'". Już nieco zmęczeni,
szaleliśmy mniej, ale od naszych podskoków i podrygiwań ważniejsza była ta
dziwaczna piosenka, którą wymusiłam na chłopakach. "Livin' on the
edge You can't help yourself from fallin' ".
Ostatecznie zmęczyliśmy te sześć
minut i zmęczeni zaczęliśmy się kłaniać w odpowiedzi na wiwaty publiczności.
Mogłoby to trwać w nieskończoność, gdyby Michał dyskretnymi gestami nie nakazał
nam już zejść ze sceny. Dopiero tam odetchnęliśmy głęboko. Michał wyglądał na
nieco zmęczonego, ale zadowolonego. Musiał oczywiście wygłosić swoje kazanie na
temat naszej gry:
- Było dobrze, ale mogło być
lepiej. Chodźcie, muszę się czegoś napić – uśmiechnął się porozumiewawczo do
Piotrka. Nagle zmarszczył brwi. – Tylko gdzie my mamy naszą przyczepę?
Piotrek wywrócił oczami i lekko
trzepnął go po włosach.- Ejże, ja jestem prawie dorosły!
Piotrek ponownie wywrócił oczami i zafundował Michałowi pstryczka w nos. Po czym oczywiście przezornie uciekł, a „prawie dorosły” rzucił się za nim w pogoń.
- Nie zwracaj uwagi – poradziłam Szymonowi. – Oni tak zawsze.
Po czym ciężko westchnąwszy, usiadłam na trawie. I pomyślałam o zbieraniu naszego sprzętu. A niech to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz