sobota, 25 sierpnia 2012

III Warszawski Lot Part II


Dojechaliśmy późno w nocy i nie było mowy o jakimkolwiek pokoiku dla naszej piątki. Wszyscy przespaliśmy się w przyczepie postawionej na parkingu dla tirów. Rano, gotowi i podekscytowani pojawiliśmy się w studiu Trójki. Sekretarka popatrzyła na nas sceptycznie.
- W sprawie?
- Mieliśmy się zgłosić do Pana Stelmacha… W sprawie… - zająkał się Michał.
- Już rozumiem – sięgnęłam po telefon. – Panie Stelmach, proszę zejść do recepcji. Interesanci do pana.
Nie czekając na odpowiedź dziennikarza, odłożyła słuchawkę i wróciła do przeglądania papierów. Na korytarzu pojawił się Piotr Stelmach, jednak bez „nieśmiertelnej” czapki.
- Jesteście – uśmiechnął się. – Wzięliście sprzęt?
Michał nieśmiało pokiwał głową. Dziennikarz uśmiechnął się pocieszająco.
- Wyluzujcie. Nikt tutaj nie gryzie. Poczekajcie minutkę, zobaczę czy studio jest wolne.
Pośpieszył w stronę schodów. Nieco zdezorientowani nawet nie odpowiedzieliśmy.
- Wolne – Stelmach pojawił się nie wiadomo skąd. – To gdzie macie sprzęt?
Wnoszenie było długie i męczące. Wreszcie skończyliśmy, a Stelmach zorganizował małe drugie śniadanie. Siedzieliśmy na scenie (Piotrek oczywiście leżał), w spokoju jedząc kanapki. Stelmach wreszcie przełknął i zagadnął:
- Macie jakieś własne piosenki?
Michał niefrasobliwie zmarszczył brwi.
- Mamy, ale… Nie nadają się.
- Co znaczy nie nadają się?
- Teksty Beatelsów podzielone na cztery?
Stelmach ciężko westchnął.
- Pokazywaliście komuś?
- Nieeee… – zaprzeczył niechętnie Piotrek.
- Słuchajcie, mamy cały dzień. Nagrywacie swoje, nie podobają się – nagrywamy materiał z festiwalu. W porządku?
Pokiwaliśmy głowami. Stelmach wstał, pobieżnie otrzepał spodnie i skinął nam głową.
Posprzątaliśmy scenę i jeszcze dostroiliśmy instrumenty. Szymon wyglądał na najbardziej zdenerwowanego. Ledwo zapoznał się z naszymi tekstami. Popatrzyliśmy niepewnie na realizatora. Ten skinął nam głową.
Zaczęło się od rytmu perkusji. Potem bas. Gitara. Szymon nerwowo zacisnął palce na mikrofonie. „He doesn't play, what this is now”. Piotrek dopiero się rozkręcał, a Szymon przymknął oczy. Tak jak zwykle. „He loves when something goes wrong”. Stelmach, zupełnie wyluzowany, rozpostarł się na krześle. Chyba był nawet zadowolony. „It’s  he, good old rock and roll”. Dziennikarz spojrzał znacząco na realizatora. To chyba źle, pomyślałam zaniepokojona. Dogrywaliśmy ostanie akordy, a milczący Szymon otworzył oczy. Na znak realizatora Stelmach wstał i zaczął bić brawo. Jaja sobie z nas robi? Nie, wyglądał zupełnie poważnie. Dziwak, przebiegło mi przez myśli, kiedy odkładałam gitarę. Michał wstał  od perkusji i spojrzał na obu radiowców podejrzliwie. Stelmach pokręcił głową jakby z niedowierzaniem.
- Zawsze jesteście tacy nieufni?
Wzruszyliśmy ramionami. Realizator zdjął słuchawki i udając pogrążonego nad konsolą, przysłuchiwał się naszej rozmowie. Stelmach popatrzył na niego przelotnie i westchnął.
- Nie jest tak źle. Tekstami dorównujecie Beatlesom – puścił do nas oko. Uśmiechnęliśmy się nikle. Zawsze mogło być gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz