sobota, 10 listopada 2012

VII Londynie, nadchodzimy! Part V

- Jestem panem świata!
Krzyk Piotrka poniósł się pomiędzy opustoszałymi ulicami zaśnieżonego Londynu. Oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Chłopak zeskoczył z podwyższenia i upił łyk whisky. Z kieszeni wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Zaciągnął się i przez chwilę wypuszczał dym w zimne, nocne powietrze, po czym podał go mi. Niepewnie próbowałam zrobić to samo, co wywołało atak mojego kaszlu i śmiech Piotrka. Kiedy złapałam oddech, podsunął mi butelkę. Upiłam łyk, który pozostawił miłe ciepło w moim żołądku. Uśmiechnęłam się chojracko i popatrzyłam na wielki, metalowy wentylator.
- Wespniemy się?
Piotrek w odpowiedzi jedynie wyszczerzył zęby, po czym jego kurtka wylądowała na ziemi. Poszłam w jego ślady, ściągając również szalik i czapkę. Moje loki rozsypały się na moich plecach, nieprzyjemnie łaskocząc mnie w szyję. Potrząsnęłam głową, dostrzegając, jak Piotrek upija kolejny łyk alkoholu i gasi papierosa, zrzucając go w śnieg. Zatarł ręce.
- Gotowa?
Skinęłam głową i w wyczekującym milczeniu podeszliśmy do głównego modułu wentylacji. Oparłam ręce na oblodzonej, metalowej drabince i pociągnęłam się w górę. Lodowate powietrze rozwiało moje włosy. Piotrek uśmiechnął się do mnie łobuzersko, ciągnąc za jedne z moich loczków. Delikatnie trzepnęłam go po dłoni. Pomagając sobie, wdrapaliśmy się na ośnieżony dach zabudówki. Z zachwytem wpatrywaliśmy się w ośnieżone dachy. Chłopak delikatnie chwycił mnie za rękę i ścisnął.
- To naprawdę cudowne – mruknęłam cicho, przysuwając się do niego o kilka centymetrów.
Przez dłuższą chwilę w milczeniu wpatrywaliśmy się w zimową panoramę. Mrużąc oczy z powodu lekkiego śniegu padającego mi na twarz, w oddali zauważyłam majaczące i niepokojąco zbliżające się światełko. Dłoń Piotrka delikatnie przesunęła moją twarz w lewo. Chłopak z nieśmiałym uśmiechem popatrzył mi w oczy. Poczułam, jak delikatnie gładzi moją rękę.
- M. wiesz… Mogę mówić M., prawda?
Pokiwałam głową, słysząc dziwny szum w uszach. Niepewnie zakołysałam się, niemal wpadając w ramiona Piotrka. Objął mnie, spoglądając na mnie z rozmarzonym uśmiechem. Szum powoli stawał się głośniejszy, zmieniając się w dziwny warkot.
- M., zawsze chciałem Ci powiedzieć… O kurwa.
- Odłóżcie wszystkie posiadane przedmioty i załóżcie ręce za głowę. Jesteście aresztowani w imieniu Zjednoczonego Królestwa!
Tak, to była zdecydowanie ta noc, w której odkryliśmy, że zgarnięcie przez helikopter jest ostateczną granicą naszych wybryków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz